Liturgia Słowa 7 niedzieli Wielkanocy:
Dz 1,1-11 Ps 47 Ef 1,17-23 Łk 24,46-53
W minionym tygodniu papież Franciszek został otrzymał Nagrodę Karola Wielkiego za zaangażowanie na rzecz pokoju i zrozumienia, współczucia i tolerancji, solidarności i ochrony stworzenia. Komentując to papież powiedział: „Marzę o Europie rodzin, z bardzo skutecznymi politykami, bardziej skoncentrowanymi na twarzach, niż na liczbach, bardziej na narodzinach dzieci niż na narastaniu dóbr. Marzę o Europie, która promuje i chroni prawa wszystkich, nie zapominając o obowiązkach wobec wszystkich. Marzę o Europie, o której nie można powiedzieć, że jej zaangażowanie na rzecz praw człowieka było jej ostatnią utopią”. O taką Europę módlmy się!
Dzisiejsza Liturgia Słowa wiele mówi o Wniebowstąpieniu. Czytamy, jak aniołowie mówią do Apostołów: „Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,10-11). Aniołowie mówią dość jasno, że Wniebowstąpienie się wykonało, ale trzeba oczekiwać Jezusa, który po nas przyjdzie. Dzisiejsza Uroczystość ma nam przede wszystkim bowiem pokazać, że naszą Ojczyzną jest niebo. Samo Wniebowstąpienie dokonuje się, jak pisze św. Łukasz niedaleko Betanii. Wnioskować trzeba, że była to góra Oliwna. Dlaczego to jest takie ważne? Każdy z nas znajduje się w wędrówce do Niebieskiej Ojczyzny. W oczekiwaniu na dojście do domu Ojca, przez różne rzeczy przyjdzie nam przejść: ból, męka, wstyd, cierpienie, osamotnienie – to wszystko symbolizuje góra Oliwna. Góra, która jest bardzo obecna w życiu każdego z nas. Ale Jezus dzisiaj chce nam pokazać, że Jego obietnica Domu Ojca jest większa od tego, co nas dotyka. Każdy z nas ma takie miejsca w swoim życiu, miejsca gdzie został poraniony: psychicznie, fizycznie, duchowo, relacyjnie. Każdy ma. Ale nie każdy w tym może widzieć Boga. Może w nas rodzić to beznadzieję, dramat, szok, a w końcu niewiarę, że nasze życie ma jakiś sens. Może się rodzić się chęć szukania pomocy gdzie indziej.
Ale od razu przychodzi nam w takiej wątpliwości tekst od św. Pawła, który dzisiaj mówi do nas, że Bóg Ojciec Jezusa „posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym” (Ef 1,20-22). Żaden prezydent, żaden król, żaden monarcha w żaden sposób nikogo z nas nie zbawią, obojętnie od tego, jakie prawa będą ustalać. Zbawia nas tylko i wyłącznie Jezus. Jezus jest ponad to wszystko. Jako ludzie często się niecierpliwimy. Chcielibyśmy mieć wszystko na już, na teraz. Nie lubimy czekać. Czekanie nas nuży. Wtedy zazwyczaj szukamy czegoś innego, co nas na chwilę skupi, zabawi, odwróci nasza uwagę. W tej wędrówce nie mamy szukać głupot. Jezus chce coś nam dać, co pomoże w wędrówce.
Łukasz Ewangelista, autor także Dziejów Apostolskich, wskazuje na obietnicę Jezusa – „Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca” (Łk 24,49). Bóg obiecał Ducha Świętego, Parakleta, który nas pocieszy, obroni, wskaże drogę. Tylko na kogo dziś czekają chrześcijanie, na kogo ja dziś czekam? Apostołowie trzymali się wiernie słów Jezusa, dlatego „z wielką radością wrócili do Jerozolimy” (Łk 24,52). Wracają do świątyni, bo przypomina im to o ścisłej relacji z Bogiem. Apostołowie wracają z radością do świątyni. Zdarza mi się patrzeć na chrześcijan XXI w. i nie widzę, żeby z radością szli do Kościoła w niedzielę na Eucharystię. Dlaczego tak jest? Bo może nie robimy tego co Apostołowie – zamiast wielbić i błogosławić Boga, tylko zalewamy Go albo swoimi prośbami (co jest też ważne), albo biernie siedzimy, wstajemy, śpiewamy, nie wkładając w to ani rozumu, ani serca. Marnujmy wtedy tylko czas…
Bóg chce jednak naszego zaangażowania. Chce nas wybić z naszej bierności, z naszej miernoty. Dlatego przez różne wydarzenia, jak do Apostołów, posyła do nas aniołów, którzy mówią jak i do nich: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?” (Dz 1,10). Trzeba się ruszyć, coś ze sobą zrobić. I to od nas zależy, co pozwolimy Jezusowi, gdy wróci uczynić z nami, na co pozwolimy Jemu już teraz – na to, żeby w naszych sercach było niebo czy żyjąc w swoim egoizmie z serca uczynimy bastion piekła. Od mojej relacji z Nim, zależy co będzie w moim sercu. Dla Niego nie ma nic niemożliwego, bo On „napełnia wszystko wszelkimi sposobami” (Ef 1,23). Panie, czyń z mojego serca niebo, do którego Ty dzisiaj wstępujesz. Niech moje serce będzie dla Ciebie domem, w którym będziesz ponad wszystko! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?
Błogosławionej niedzieli i ostatnich chwil okresu Wielkanocy! +
Czyli jeśli nie wynosi się zbyt wiele z Mszy niedzielnej, to lepiej wogóle nie chodzić i nie marnować czasu?
Szczęść Boże!
Jasne, że chodzić, ale lepiej przemyśleć jak się przeżywa takie spotkanie. Analogicznie, jak spotkanie z kimś bliskim się nie keli to się człowiek zastanawia o co chodzi i coś zmienia, ale nie rezygnuje z relacji z tą ważną osobą. Tak samo w wierze – walczyć, żeby wytrwać, ale zmienić by bylo owocniej 🙂
Pozdrawiam, z Bogiem +
X. Damian
A co jeśli nie odczuwa się tego spotkania, jak z kimś bliskim tylko „ze zwykłym znajomym” ? W przypadku spotkań z człowiekiem, znajomym, jeśli znajomość ta się nie klei, poprostu nie kontynuuje się jej. Coś zmienić, tylko co?
Szczęść Boże!
Tu podchodzi się indywidualnie. W takim wypadku polecam zazwyczaj rozmowę z jakimś księdzem, żeby dojść do tego, co przeszkadza 🙂
Zazwyczaj żałujemy czasu, który straciliśmy, a wiemy, że moglibyśmy go lepiej spożytkować. W wierze jest tak samo, wyrzucamy sobie często czas, który straciliśmy bo brakowalo relacji z Bogiem. Dlatego nie rezygnować, ale walczyć 😉
Pozdrawiam, z Bogiem +
X. Damian
Bóg zanim przypomina apostołom, co mówił do nich”gdy był z nimi”, oświeca ich umysły, by rozumieli Pisma. Wcześniej zapowiadał im swoje cierpienie i zmartwychwstanie, ale oni nie rozumieli o czym mówi, teraz mają to zrozumieć. W Piśmie Świętym zapowiedziane zostało, że Mesjasz będzie cierpiał, że Zmartwychwstanie, że w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom. To przecież się stało, Jan Chrzciciel głosił, że idzie mocniejszy od niego, że on będzie chrzcił Duchem Świętym, wzywał do nawrócenia. I przyszedł, Jezus Chrystus. Świadkami tego byli uczniowie, tak jak i my jesteśmy, przecież teraz też głoszone jest nawrocenie i odpuszczenie grzechów w imię Jezusa, jesteśmy świadkami Jego męki i zmartwychwstania, przecież to wszystko co stało się kiedyś, uobecniane jest podczas Mszy Świętej. Jezus mówi uczniom, że są świadkami tego, co zapowiadane było przez Prawo Mojżeszowe, Proroków i w Psalmach. Nie karze jednak od razu głosić im Ewangelii (moim zdaniem, dlatego, żeby nie gadali głupot, nie chcieli sami interpretować), ale obiecuję, że zesle na nich obietnicę Ojca, czyli Ducha Świętego. To On będzie mówił przez apostołów, tak jak przez nas mówi. Nie możemy zapominać o tym, że to Duch Święty objawia nam Boga, a nie nasz rozum. Chodzi mi o to, że Duch Święty umacnia nas, pokazuje to co Bóg chce nam powiedzieć, gdy szukamy Boga na własną rękę, nie prosząc o pomoc Ducha Świętego, licząc na nasz rozum (bo przecież jesteśmy tacy mądrzy, tacy teologowie z nas) to nic z tego nie wychodzi. Nasz Zbawiciel zsyła na nas swego Ducha, zostaje przy nas. Potem Jezus wyprowadza uczniów na górę, błogosławi ich, zostaje uniesiony do nieba. Czemu nie jest napisane, że wniebowstąpuje? Tak jakby nie zrobił tego Sam. Przecież Jezus jest jedno z Ojcem, więc skoro Ojciec „bierze” Go do nieba, to tak samo jak by Jezus sam poszedł do nieba. Później mamy dowód, że uczniowie zrozumieli Pismo. Nie myślą po ludzku, tak jak wcześniej, że Jezus odszedł i nie przyjdzie do niech. Teraz widza, że Jezus jest prawdziwym Bogiem. Nie tylko czlowiekiem, który żył z nimi, lecz Bogiem. Dzięki temu, że Jezus oświecił ich umysły, to zrozumieli. Oddali Mu pokłon i z radością wrócili do Jeruzalem. Ich myślenie zmieniło się, nie rozumowali sami tak jak przedtem, że Jezus odszedł i co to bedzie?że to koniec już. Żyli nadzieją na przyjście Ducha Świętego, wielbili Boga, wiedzieli, że On jest. Poszli do świątyni i błogosławił Go. Wreszcie zrozumieli. Może i z nami jest podobnie, nie rozumiemy dlatego, że nie chcemy zrozumieć. Chcemy pojąć mózgiem, a tak się nie da pojąć tego co Bóg mówi, bo nasz rozum nie zaczai takich rzeczy. Z pomocą Ducha Świętego jesteśmy zdolni przyjąć to co Bóg mówi, ale nie chodzi tylko o to byśmy rozumieli, ale o to byśmy wypełnili wolę Ojca, który przecież chce dla nas jak najlepiej i wie, co jest dla nas najlepsze dużo bardziej niż my. Do tego umacnia nas Duch Święty, ktorego jesteśmy świątynią. Przecież przyszedł do nas tak jak do apostołów. To właśnie powiedział mi dziś Bóg 🙂