30 niedziela zwykła – chrześcijanie, wariaci czy marzyciele?!

on

Liturgia Słowa 30 niedzieli zwykłej:

Jr 31,7-9 Ps 126 Hbr 5,1-6 Mk 10,46-52

1 - ojczyznaDzisiaj Kościół obchodzi święto poświęcenia własnej świątyni, w tych miejscach gdzie nie jest znana data poświęcenia kościoła. Dlatego dobór czytań mszalnych może być inny niż tutaj przedstawiony… Dzisiaj przeżywamy także wybory parlamentarne w Polsce. Otoczmy naszą modlitwą Ojczyznę!

2 - bartymeuszŁatwo w dzisiejszej Liturgii Słowa wzruszyć się nad postacią żebraka. „Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze” (Mk 10,46). Bartymeusz, biedak, niewidomy żebrak. Bardzo znacząca jest postawa siedząca. Siedzi i nic nie robi, siedzi zmęczony samym zmęczeniem. Bartymeusz nie wierzy w siebie, a prosząc o jałmużnę, przekonuje innych i siebie, że w życiu wystarczy mu tylko kawałek chleba. Nie ceni siebie jako osoby i chyba sam siebie odseparował od innych ludzi, ukrywając się pod płaszczem (każdy biedny w Izraelu musiał mieć płaszcz – Pwt 24,13). Nie miał możliwości udowodnienia, że coś znaczy. To zamknęło go w myśleniu, że nic w życiu nie znaczy, dla nikogo, nawet dla siebie. Bartymeusz przypomina dzisiaj ludzi zamkniętych na uczucia i marzenia.

3 - marzeniaBardzo często zdarzają się dzisiaj ludzie którzy zakładają zbroję i blokują swoje uczucia, bo niemodne dzisiaj jest wyrażenia uczuć. Bartymeusz nie chciał się otworzyć, zamknął swoje uczucia w sobie. Boimy się wchodzić w kontakty z kimkolwiek, okazywać uczucia. Na przykład jeśli jest mowa o zdradzie przyjaciela, nie ujawniamy uczuć gniewu, zawodu bądź smutku, których z pewnością doświadczamy. Chcąc okazać współmałżonkowi obojętność, patrzymy mu głęboko w oczy z wewnętrzny chłodem, który już zamroził tętnice serca. Dławimy nasze uczucia, zaprzeczając im lub odrzucając, ponieważ sądzimy, że nie należy ujawniać gniewu, radości lub samotności. Zaciskając zęby, powstrzymujemy nasze łzy. Przy czym zapominamy, że można także płakać z radości. Tak powoli mijają tygodnie, miesiące i lata człowiekowi, który uwierzył, że nie sprosta wymaganiom życia i aby nie cierpieć, uczynił siebie niewrażliwym posągiem, niezdolnym do wyrażania swoich uczuć do chwili, aż się zmęczy swoim zmęczeniem. Ale Bartymeusz przypomina ludzi bez marzeń. Żyje jakby wg zasady: nie ryzykować, aby nie cierpieć. Wolał egzystować byle jak, straciwszy nadzieję na marzenia. Będąc samemu nie chciał nic rozpoczynać, bo i tak nie skończy. Pewnie nic mu się nie śniło, przez co odczuwał coraz mocniej ciężar serca. Bardzo poniżające człowieka, pozbawiające go życia, jest brak marzeń. Dzisiaj jako ludzie boimy się marzyć, wolimy żyć przyzwyczajeni do swojej znanej biedy, boimy się sięgać gwiazd, boimy się nadziei i zranienia. Ale to marzyciele zdobywają świat, zdobywają niebo.

4 - pod prąd2Wtedy dzieje się coś nietypowego. „Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Mk 10,47). Bartymeusz zapragnął opuścić swój stan, swoją pustelnię. Chyba był już wszystkim tak zmęczony, swoją depresją życia, że krzyknął. Zrozumiał, że mijający Go Jezus to jego ostatnia szansa, by wrócić do życia. Nie miał siły by wstać, więc zrobił to co mógł – krzyknął. Czasami w życiu jesteśmy już tak wszystkim zmęczeni, ze nie mamy sił na nic, żeby podejść do Jezusa nawet. Wtedy pozostaje nam to, co zrobił Bartymeusz – krzyknąć do Jezusa. Ale „wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Mk 10,48). W wierze i w życiu trzeba czasami iść pod prąd, trzeba mieć odwagę iść zupełnie gdzie indziej niż pędzi świat, trzeba okazać się wariatem.

5 - potrzebuje zmianZnowu dzieje się coś dziwnego, oto „Jezus przystanął i rzekł: „Zawołajcie go!” (…) On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa” (Mk 10,49a.50). Jezus zatrzymuje się nad ludzką biedą, nad krzykiem człowieka. Jezus nie jest obojętny, nie mija nas bezwiednie, ale słucha nas, słyszy nasze wołanie. Tylko trzeba wołać. Widać, że to wystarczyło Bartymeuszowi, żeby rzucić wszystko, zrzuca płaszcz, do którego tak się przyzwyczaił, który tak kochał i go bronił, a jednocześnie izolował w swoim cierpieniu. Są osoby, które tak bardzo przyzwyczaiły się do swojego stanu, że w nic innego nie wierzą i nie mają żadnej nadziei na zmianę. To tak jak umieść żabę w garnku z gotującą się wodą: jeżeli włożymy ją wprost do wrzątku, zareaguje instynktownie i błyskawicznie wyskoczy, ale gdy włożymy ją do zimnej wody, którą zaczniemy stopniowo podgrzewać, początkowo będzie się rozkoszować letnią temperaturą… aż w końcu będziemy mieć rosół z żaby, która z niczego nie zdawała sobie sprawy. Żaba się przyzwyczaiła. Tak się zdarza. Tymczasem życie zaczyna się prawdziwie zmieniać tyko wtedy, jeśli w to uwierzymy i zapragniemy, by tak się stało.

6 - oddanie się BoguDlatego Jezus wchodzi w dialog z Bartymeuszem. Dialog, bo Jezus chce usłyszeć o co człowiek prosi. Jezus choć wszystko wie, to ważne dla naszej wiary jest rozmowa z Bogiem, jest mówienie do Niego. Tak samo jak ważne jest komunikowanie się w życiu doczesnym z ludźmi, tak samo ważne jest rozmawianie z Bogiem. Aż w końcu „Jezus mu rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą” (Mk 10,52). Widać, że Bóg kocha marzycieli, kocha nasze uczucia. Bartymeusz przebiegł drogę prowadzące do szczęścia, godząc w sobie dwa aspekty: siłę swej woli zdolnej podejmować decyzje oraz uczucia pełnego wrażliwości wobec bliźnich. Jezus uzdolnił go więc do wiary w siebie samego oraz zniszczył schematy jego małostkowych oczekiwań. Pomógł mu marzyć, pomógł mu sięgać gwiazd. On zaspokajał oczekiwania, lecz Jego dar był tym większy, im bardziej był upragniony. Panie, pomagaj nam w wyrażaniu siebie, w walce o marzenia, w wyrażaniu uczuć oraz w rozmowie z Tobą. A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej niedzieli i czasu zwykłego! +

One thought on “30 niedziela zwykła – chrześcijanie, wariaci czy marzyciele?!

  1. Jestem jak Bartymeusz.
    Coraz bardziej izoluję się od świata, a marzę o izolacji całkowitej. To jest marzenie człowieka okaleczonego, który nie chce, nie może udźwignąć więcej bólu.
    Krzyczę: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”, ale w duszy wciąż hula zimny wiatr.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *