Papież
Franciszek odbył kolejną pielgrzymkę (6 czerwca). Tym razem udał się do
Sarajwewa w Bośni i Hercegowinie. Papież udając się w tak zróżnicowany kraj
etnicznie, geograficznie i kulturowo jedzie dać nadzieję. Każde spotkanie z
papieżem ma umacniać wiarę. Ale w tym trudzie papieża trzeba cały czas
wspierać, swoją modlitwą. Pamiętajmy też o szczególnej intencji jaką nam
wskazał papież – intencja modlitwy za Synod o Rodzinie. Papieżowi leży to szczególnie
na sercu, niech leży i nam!
Mocne pytanie stawia
nam dzisiaj Bóg i to od samego początku Liturgii Słowa. Słyszymy: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3,9). Bóg pełen
troski pytał Adama, szukał go, pomimo grzechu. Bo dosłownie chwilkę wcześniej
zauważymy, jak Ewa i Adam grzeszą niewiernością i pychą wobec Boga. Pomimo tego,
bo Bóg o tym doskonale wiedział, co uczynili, Bóg ich szuka. Nie odwraca się od
nich, lecz pyta. I tak samo pyta dziś nas, w naszej historii wiary i kroczenia
za Nim, w naszej historii bliskości z Bogiem i odchodzenia od Niego: Gdzie
jesteś ze swoją wiarą, wartościami chrześcijańskimi, ze swoimi
człowieczeństwem? To konkret, na który jasno trzeba sobie odpowiedzieć,
szczerze wobec Boga. Co mógł czuć Adam w tym momencie zdrady Boga? Doskonale to
wyraża psalm, który w pełni jest modlitwą o uwolnienie od grzechu. Bo człowiek
grzesząc wie, że sam z siebie nic nie może, a tylko Bóg daje oczyszczenie. To
jak z ubrudzona koszulą czy dywanem. Nie zawsze pomoże zwykłe mydło. Czasami
trzeba mocniejszych środków, jak Vanish. I choć z grzechami powszednimi
potrafimy sobie poradzić z ogromnym naszym wysiłkiem, tak z grzechami ciężkimi
potrzeba nam jasnej pomocy Boga. Boga, który ciągle na nas czeka, który do nas
wychodzi, Boga, który kocha…
Adam w grzechu
dzisiaj zachowuje się dwojako. Z jednej strony ucieka przed swoimi
konsekwencjami, boi się ich po prostu. To typowo ludzkie. Ale z drugiej strony
staje w obliczu Boga w prawdzie i mówi: „Usłyszałem
Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”
(Rdz 3,10). Adam w końcu wie, że skoro miał odwagę zgrzeszyć, trzeba mieć
odwagę na przyznanie się do tego, uznanie grzechu i upadku, a dalej konieczność
walki o zmianę siebie. I grzech może nas dotykać zupełnie różny, bo każdy z nas
jest zdolny do różnych grzechów na tle cielesnym, myślnym, uczynków itd.
Zwłaszcza jesteśmy uczuleni na punkcie naszej wolności, jak Adam i Ewa. Bóg
jednak dając nam przykazania niczego nam nie zabiera. To ułuda złego, która
mimo upływu lat, ciągle działa. Bóg dając nam granice chce nas chronić. Dał nam
rozum i serce, aby ich używając wiedzieć co jest dobre i złe. Ale, jako ludzie
potrafimy źle wybierać – zawiłe i dwuznaczne relacje; frustrowanie siebie; brak
miłości i wybaczenia; duszenie w sobie emocji; pogardzanie sobą lub narcyzm.
Komu z nas dzisiaj to nie grozi?
Widzimy w
Ewangelii Jezusa, wiejskiego Nauczyciela, który naucza póki co na terenach
Galilei, krainy spoganiałej, traktowanej przez Żydów z ogromną ostrożnością. I
do takiego Jezusa, robiącego raban wiary na wsi przychodzą znakomici goście –
ortodoksyjni nauczyciele i stróże wiary z Jerozolimy. Ci nauczyciele oskarżają
Jezusa o bycie sługą Belzebuba, władcy złych duchów (Mk 3,22-27). Paradoks. Ten, który od samego początku w Ewangeliach
jawi się, jako uzdrowiciel i wyzwoliciel człowieka z mocy złego zostaje
oskarżony o współprace ze złym. Jak bardzo można się pomylić, jak bardzo można
mieć fałszywe oczy i błędne poznanie osoby Jezusa. Otóż my możemy żyć podobnie
– uważając Jezusa nie do końca za naszego Boga, Zbawcę czy wobec Kościoła, traktując
go, jako instytucje lub jako dom zła. Ale odpowiedź Jezusa jest jasna i
precyzyjna. I to udowadnia Jezus w swojej wypowiedzi. Bo to, co jest budowane
na Jezusie nigdy do zła nie prowadzi.
Jezus
pokazuje nam jednak wzór kogoś innego dzisiaj. Przychodzi Matka do Jezusa. I
Jezus stojąc w niedalekiej odległości od Niej nie wychodzi się z Nią ani
przywitać, lecz wobec Niej staje i zadaje publiczne pytanie: „Któż jest moją Matką” (Mk 3,33). Dla
mnie zawsze zastanawiające były te słowa. Co może czuć Matka w takiej sytuacji?
Bo te słowa brzmią strasznie, jakby wyrzeczenie się przez dziecko swojej Matki.
Jezus chce nam jednak pokazać, ze więzy rodzinne z Nim polegają na czymś innym.
Bo dodaje: „Kto pełni wolę Bożą, ten Mi
jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3,35). Maryja w pełni wypełniła wolę
Boga. I doskonale o tym wiedziała. Jezus stawia nam ją dzisiaj za wzór,
kontrastując Ją, pokorną, zwyczajną i prostą kobietę z wielkimi uczonymi z
Jerozolimy. I to w Maryi Jezus pokazuje, że potrzeba w naszej drodze do
świętości, nie naszej przeogromnej wiedzy, wielkich zdolności, świetnej opinii
czy jakiś znajomości, ale chodzi o takie zwyczajne spełnianie Jego woli w
codzienności, w swoich obowiązkach i zadaniach, trudach i cierpieniach,
radościach i smutkach. Bo w tym Jezus chce
nas zbawiać i dawać nam to, co najpiękniejsze. Panie, proszę, dodawaj mi siły,
otwartości serca i chęci, aby odważnie żyć wiarą i rozwijać ją!
Krótko o św.
Pawle. Pisze do nas dzisiaj: „To bowiem,
co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie. Wiemy bowiem,
że jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy
mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie”
(2 Kor 5,1). Paweł uczy nas, żeby nie przywiązywać serca do tego, co doczesne.
Naszą Ojczyzną jest niebo i to tam powinniśmy zanosić wszelkie skarby naszego
życia – dobre uczynki i pragnienia. Każdy z nas jest powołany, aby do domu
niebieskiego dorzucić od siebie jakąś cegiełkę. Ciekawe czym dzisiaj, jako
chrześcijanie byśmy się wykazali? Co byłoby moją cegiełką budującą Dom Ojca? I
choć ten Dom Ojca nie potrzebuje remontów, to potrzebuje od nas wiary, a
konkretniej dzisiaj jednego z jego owoców, o którym Paweł mówi na samym
początku: „Cieszę się przeto owym duchem
wiary, według którego napisano: Uwierzyłem, dlatego przemówiłem” (2 Kor
4,13). Radości naszej wiary! Radości wiary w Boga i radości życia Jego
przykazaniami! Boże, wylewaj na nas tę radość, pobudzaj nasze serca do takiej
radości!