5 niedziela Wielkiego Postu: życiodajna śmierć?

on
Liturgia Słowa 5 niedzieli Wielkiego Postu:
Jr 31,31-34 Ps 51 Hbr
5,7-9 J 12,20-33
            W
Wielki Poście szczególnie zwracamy naszą uwagę na krzyż i dzieło zbawienia,
jakiego na nim dokonał Jezus Chrystus. Ale w V niedzielę Wielkiego Postu
zasłaniamy krzyże. Zwyczaj ten jest znany od średniowiecza, trochę zmieniany. Początkiem
Wielkiego Postu zasłaniano ołtarze, czasami obrazy i krzyże. Uznawano wtedy
prawdę o swojej grzeszności i podejmowano wysiłki pokutne, prowadzące do
nawrócenia. Dziś zasłona to symbol żalu i pokuty, jakim grzesznik poddać się
powinien, aby mu wolno było znowu podnieść oczy na poniżenie Chrystusa,
zakrywające chwałę Jego Bóstwa i czyniące Go Żydom zgorszeniem a poganom
głupstwem, aby w zmartwychwstaniu, na kształt zasłony przedarte, objawiły
ukrytą za nimi jasność i moc Boga Wcielonego
Wsłuchując się
dzisiaj w Słowo Boga zaczynamy od Jego mocnego zaakcentowania: „zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe
przymierze
” (Jr 31,31b). Bóg pomimo grzechów człowieka, pomimo rozlicznych
zdrad, dalej chce wchodzić z człowiekiem w przymierze. Jest niczym kobieta,
która pomimo zdrad męża, jego hulackiego życia, wybacza mu, bo go porostu
kocha. I Bóg tak wybacza człowiekowi. Zawarł z nami nowe przymierze w Jezusie,
a z każdym z nas indywidualnie w Chrzcie. Przymierze to jednak nie było obdarciem
nas ze wszystkiego, ale Bóg dał nam i prawo i podarunek. Najpierw prawo: „Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i
wypiszę na ich sercu
” (Jr 31,33b). Skoro ktoś z kimś zawiera umowę to
całkiem naturalne, że umowa ma jakieś zasady. Bóg nam je dał nie na kartce
papieru, bo to łatwo podrzeć lub zgubić. Ale dał nam je w sercu, bo serce
zawsze mamy przy sobie. W sercu, które jest „świątynią Ducha Świętego” (1 Kor 6,19), tj. sumienie. Wypisane jest
w nim prawo naturalne. W sercu człowiek wie, co jest dobre, a co złe, jeśli
jest właściwe ustawione. A właściwie jest ustawione, jeżeli Bóg jest na
pierwszym miejscu! Podarunek Boga to: „Będę
im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem
” (Jr 31,33c). Bóg, ten sam Bóg, który
niegdyś wybawił Izraela z rąk Egipcjan, przeprowadził ich przez Morze Czerwone,
ten sam który odparł nieprzyjaciół i zamieszkał w Świątyni Jerozolimskiej. Ten
sam, potężny Bóg, ukazuje, że jest ich Bogiem, ich Obrońcą, ich Opiekunem, że
jest ich, a oni są Jego! Bóg mówi to dzisiaj każdemu z nas.
Jak to w
praktyce działa pokazał nam Jezus, a przypomina to List do Hebrajczyków. Czytamy:
został wysłuchany dzięki swej uległości.
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał

(Hbr 5,7b-8). Skoro taki Bóg jest, to On nie dopuści by stało mi się coś złego.
A jeżeli coś mi się przytrafia, tzn. że On wie, że coś mi to wszystko w czymś
pomoże. Jezusa posłuszeństwo i cierpienie „udoskonalają”.
A skoro Jezus okazał się wierny właśnie przez nie, to my Jego uczniowie, możemy
tak samo. To jest nasz drogowskaz. I my będąc wytrwali, posłuszni i
ukierunkowani na Boga stajemy się Jemu wierni. A meta jest taka sama: „zbawienie wieczne dla wszystkich, którzy Go
słuchają
” (Hbr 5,9). W czym to jest trudne? Gdy coś nam nie wychodzi, gdy
coś się wali: praca, bo jest zwolnienie lub zmiana; relacje – bo ktoś odchodzi
lub relacje stygną; zdrowie, gdy coś leci i są problemy; gdy coś nas dręczy w
sumieniu czy myślach; na modlitwie, gdy nie jest już tak ładnie i gładko, ale
trudno i ciężko itd. To Bóg chce, by trwać z Nim, by być z Nim. Nie trzeba
wiele mówić, On przecież wie. Czasami trzeba postąpić tak, jak w przyjaźni.
Wystarczy posiedzieć w ciszy. Bo cisza czasami więcej znaczy niż słowo. Cisza
czasami pozwala nam więcej zrozumieć… A obecność przy Nim, pomimo trudów,
pomimo zmęczenia, pomimo zniechęcenia, pomimo bólu, to jest jednak obecność
przy Nim, mimo, że czasami w ciszy. To jest kojące, niczym obecność matki przy
chorym dziecku, męża przy żonie, przyjaciela przy przyjacielu… Panie, daj mi
wiernie trwać przy Tobie!
Czytając
Ewangelię, warto zauważyć, że jesteśmy po wydarzeniach z Betanii: wskrzeszeniu
Łazarza i uczcie, gdy namaszczono Jezusowi nogi (wtedy zapadła decyzja, że
Jezus musi umrzeć) oraz Jego wjeździe do Jerozolimy, gdzie Jezus wjeżdża przy
okrzykach tłumu, mając świadomość zbliżającej się śmierci. To jest już ostatni
czas Jego publicznej działalności. Wtedy: „Grecy
przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go
mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa
” (J 12,21), więc Filip wraz z Andrzejem
poszli do Jezusa. Owi Grecy to albo prozelici, czyli wyznawcy nawróceni na
judaizm, albo sympatycy judaizmu. A przyszli do Filipa i Andrzeja, Apostołów
noszących greckie imiona, bo chcieli mieć plecy, wtyki. Rola tych Apostołów też
jest wielka. Bo uczeń Jezusa ma przyprowadzać do Jezusa innych. Nie ma innej
opcji.  Grecy są dzisiaj symbolem świata
pogańskiego, który także chce przystąpić do Jezusa. Ludzie zawsze chcieli mieć
wtyki, chcieli mieć łatwiej. Grecy poszli po tej samej linii. To naturalne
pragnienie, choć często nieuczciwe. My jesteśmy jednak w lepszej sytuacji od
Greków. Nie potrzebujemy pośredników do spotkania z Jezusem. On na nas zawsze w
Kościele czeka, w Sakramentach, w Słowie! Użyto tu czasownika horao – zobaczyć, uwierzyć. Dziś oni przychodzą
do Jezusa po wiarę. Dziś oni chcą osobistej relacji z Jezusem. Takie pragnienie
jest godne pozazdroszczenia. Pragnienie żywej relacji z Jezusem… Zapewne ci
Grecy nie znali dobrze zapowiedzi i obietnic mesjańskich, ale zmysłem wiary
wyczuli, że to co oferuje Jezus, to nie jest zmyślna opowiastka i tania
bajeczka. Ci Grecy mogą nas dzisiaj swoim pragnieniem zawstydzić…
Idąc dalej
widzimy tajemniczą odpowiedź Jezusa. Czytamy: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie
od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław
Twoje imię
” (J 12,27-28a). Jezus wie doskonale co Go czeka i nie ucieka
przed tym. Wręcz przeciwnie, zupełnie pokornie, z pełnym zaufaniem oddaje się
Ojcu. Wiara, nawet najmocniejsza, nie zapobiega uczuciu lęku. Sam Chrystus tego
doświadczył i pokazuje, że lekarstwem jest tu wiara. Można udawać, że wszystko
jest ok, że panuje się nad sytuacją. Ale czasami trzeba po prostu dać się
poprowadzić. Jezus czekał na tę godzinę całą swoją ziemską misję. My nie wiemy
kiedy nasza godzina nastąpi. Nie wiemy, ile czasu nam zostało, ani ile nasza
godzina próby będzie czekać: dzień, miesiąc czy rok. Nie wiemy, jak silne
będzie natężenie bólu w owej godzinie: biczowanie, cierniem ukoronowanie czy
przybicie i śmierć na krzyżu. Ale patrząc na Jezusa widzimy to, co czeka nas po
owej godzinie: „aby został uwielbiony Syn
Człowieczy
” (J 12,23). Metafora obumierania, jak ziarno ukazuje nam dzisiaj
paradoks życiodajnej śmierci. Życie, które się nie oddaje, jest martwe, ale to
życie, które daje się obficie, do wyniszczenia, owo życie daje plon. Egoizm
nigdy nie jest płodny, to prawdziwa miłość nas rozwija. Życie chrześcijanina
polega na świadomym przestawieniu się z tego, by mieć, na to, by kochać,
by być dla innych. To zaś jest nierozerwalnie połączone z cierpieniem. Czy
nas na to dzisiaj stać? A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?
Błogosławionej
i utrudzonej niedzieli i czasu Wielkiego Postu! +
Jeśli chcesz,
to przeczytaj komentarz sprzed 3 lat:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *